Za głębokimi, wzburzonymi wodami i lękami przed ciemnością,
jest wzgórze skąpane w słońcu, gdzie odnajdziesz harmonię.
Dla Ciebie, aby znaleźć harmonię.
Dla Ciebie, aby znaleźć harmonię.
(...)
Słyszę małe rzeczy w przepływającej przeze mnie krwi.
Jak cicha melodia.
Czuję całym sobą, chcę rozbrzmiewać.
W nowym pięknym brzmieniu.
Wakacje 2010 - "Paradise City"
Najlepsze lato mojego życia. Spędziłyśmy z Asią ponad 3 tygodnie razem, trochę u niej, trochę u mnie. Każdy dzień był niesamowity, nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy. Lewe robienie drinków, picie w parkowej altanie podczas burzy z piorunami i powrót pieszo w wielkiej ulewie. Szlajanie się po garażach, wyjazdy do Krakowa, świrowanie na ławce przy Bramie Floriańskiej, ognisko u Wandala, które ktoś niesłusznie określił stypą. Później koncert Perfect'u, przesiadywanie u Henia, nad Trzynastką, rysowanie w pracy i tańce wokół stołu. Zwiedzanie Poznania i magiczne "still loving you" zaśpiewane w oczekiwaniu na pociąg do domu. Nikt nigdy nie zaśpiewał mi piękniej. Nikt nigdy niczego nie zaśpiewał tylko dla mnie w taki sposób i z takim uczuciem na środku dworca ani gdziekolwiek indziej. Trudno z tych chwil wybrać jedną do opisania, bo wszystkie były wspaniałe, nawet, jeśli o niektórych lepiej nie mówić, żeby się nie kompromitować. Ale właśnie przypomniały mi się dni, kiedy Asia robiła w pracy baner na "Zaćmienie", kiedy siedziałyśmy po kilka godzin w pokoju pijąc za dużo kaw, słuchając muzyki z telefonu, bo była lepsza niż w radiu. Kiedy w przerwach tworzyłyśmy dzieła sztuki (te mazaje były naprawdę bardzo ambitne), które mam zachowane do dziś, bo taka jestem sentymentalna. Kiedy robiłyśmy zdjęcia tych dzieł i nie tylko. Kiedy wymyślałyśmy choreografię (o ile choreografią można nazwać te dziwne ruchy) do "The way you make me feel" Michaela Jacksona i "Amnezji" Kultu. Tak, właśnie postanowiłam obejrzeć filmiki, żeby to sprawdzić. I nie, wcale nie popłakałam się ze śmiechu, w końcu to żaden problem zachować powagę oglądając nasz taneczny szał. Psuło nam się trochę w głowach od tej kawy, ale takie psucie to ja mogłabym mieć zawsze, serio.
Później przyjechała do Polski Agnes, koleżanka z podstawówki. Oj, wtedy też było cudownie. Codzienne spotkania we czwórkę, przesiadywanie na garażach, grill w babskim gronie, milion pamiątkowych zdjęć. Dwudniowy wyjazd do Szczawnicy, gdzie moje wakacyjne szczęście osiągnęło apogeum. Lepiej być nie mogło. O ile pamięć mnie nie myli, były to jedyne wakacje podczas których ani jednego popołudnia czy wieczora nie spędziłam w domu, a jeśli nawet, to w nikłych ilościach. Cieszę się, że miałam szansę zgromadzić takie wspomnienia i liczę na to, że jeszcze kiedyś przeżyję chwile takie jak te, bo cholernie za nimi tęsknię.
Lipiec 2011 - "Rainy Days"
Wyjechałam do Birmingham, teoretycznie w poszukiwaniu pracy, praktycznie nic z tego nie wyszło, więc uznajmy, że po prostu wyjechałam. I mimo wszystko, był to magiczny czas. Inny kraj, inne miasto, inni ludzie, inne narodowości, inny język. Różnorodność, oryginalność, lepsza jakość bytu... dla mnie po prostu raj. Powiedzmy, że od pierwszego wejrzenia zakochałam się w deszczowej Anglii, mimo, że nie znoszę takiej pogody. Ale tam mnie urzekła. Zakochałam się, lecąc samolotem, spoglądając w dół na zachmurzone niebo, maleńkie domy i ulice."Jestem w niebie!" powtarzałam jak w amoku. Nawet nie jestem w stanie ująć słowami tego, jak bardzo to miejsce mnie zachwyciło (nie, nie mam na myśli nieba). Co prawda, nie ma tam nic szczególnego, ale to zupełnie inny świat, który tą odmiennością mnie ujął.
Podczas jednej z niedziel, wybraliśmy się z Anettą i Alim do pobliskiego parku. Akurat odbywał się festyn hinduski. Nie ma co się dziwić, w Birmingham większość mieszkańców to hindusi. Park wielkością przypomina moje małe miasteczko i nigdy w życiu nie widziałam większego, serio. Coś pięknego. Obserwując tych wszystkich ludzi, ich zachowanie, mowę, ubiór... jeszcze bardziej zapragnęłam poznać ich świat. Pomyślałam wtedy: "kiedyś pojadę do Indii, muszę! to będzie przygoda życia, przysięgam." Kiedy odwiedzałam sklepy z hinduską odzieżą, widziałam przepiękne sari, mieniące się bransolety i naszyjniki, moje turystyczne myśli rosły w siłę. Jeśli jeszcze nie wiecie, a na pewno nie wiecie, bo nigdy nie wspominałam, jestem wielką fanką bollywoodzkich filmów. Tak, uwielbiam te wielogodzinne taneczne historie miłosne, mniej lub bardziej tragiczne, z hipnotyzującą muzyką w tle. Mogłabym oglądać całymi dniami i nigdy mi się nie znudzą. Ale wracając... wiecie co najbardziej mi się spodobało? Tolerancja. Nie mówię, że u nas jej nie ma, bo jest. Tylko w takim stopniu, że łatwo można ją przeoczyć. A tam widziałam ją po prostu wszędzie, mogłabym podawać przykłady, ale nie o to chodzi. Tolerancja rzucała się w oczy, nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Birmingham to aż zaskakujące. Szkoda, że u nas nie jest tak bardzo zauważalna. Może dlatego tak bardzo zapadło mi to w pamięć. Generalnie wakacje mogę uznać za udane, mimo, że nie spełniłam głównego celu podróży, to wiele zobaczyłam (pozornie), porównałam, nauczyłam się, cóż, wewnętrzne przeżycia zawsze będą u mnie na pierwszym miejscu. Gdybym wtedy nie miała przed sobą ostatniego roku nauki, zostałabym tam na dłużej, to pewne. Kto wie, może byłabym tam do dziś. A tak, wróciłam w połowie sierpnia, z obawą, że nie wrócę, bo akurat wybuchły zamieszki w całym mieście i ryzykowne było opuszczanie domu. Zresztą, w domu też nie było do końca bezpiecznie, w niektórych dzielnicach chuligani wybijali szyby, włamywali się, okradali, bili i podpalali. Jednak pomimo tego, cały pobyt wspominam bardzo ciepło i z chęcią pojechałabym jeszcze raz, może niekoniecznie do miasta, ale po prostu na wyspy.
Sierpień 2013 - "Góry me wysokie"
Wtedy pierwszy raz w życiu wyjechałam na urlop. Tak, tego się nie zapomina, zwłaszcza, jeśli to jedyna praca jaką się miało, mimo, że nie trwała zbyt długo. Wolne wykorzystałam najlepiej jak się dało, wyjechaliśmy ze znajomymi w moje ukochane miejsce, a raczej nasze miejsce, bo wszyscy mamy słabość do gór. Zawsze wybieraliśmy Pieniny i nic w tej kwestii się nie zmieniło, tam mamy najbliżej, choć nie ukrywam, że chcielibyśmy kiedyś pojechać w Bieszczady. Ale znowu zbaczam z tematu... Kilka dni spędzonych w Krościenku nad Dunajcem dało mi siły na kolejne tygodnie, jak zawsze zresztą. Góry to moja odskocznia od monotonii życia, skomplikowanych relacji i setek problemów. Odskocznia od wszystkich negatywnych emocji, od zagubienia duszy i rozterek serca. Tam powietrze jest lżejsze, niebo jest bardziej niebieskie, słońce ma intensywniejszy blask, ludzie są bardziej otwarci, a wspinanie się na szczyt krętymi szlakami nie jest tak męczące jak mogłoby się wydawać. Ten wysiłek jest największą radością podczas całego pobytu. Że się udało. Że nie zabrakło sił, wytrwałości, czasu, energii. Że nie zabrakło pomimo marudzenia, zmęczenia i łez. Najlepsza nagroda jaka może być to te wszystkie wspaniałe widoki, którymi nie sposób się nie zachwycić.
Najlepsze lato mojego życia. Spędziłyśmy z Asią ponad 3 tygodnie razem, trochę u niej, trochę u mnie. Każdy dzień był niesamowity, nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy. Lewe robienie drinków, picie w parkowej altanie podczas burzy z piorunami i powrót pieszo w wielkiej ulewie. Szlajanie się po garażach, wyjazdy do Krakowa, świrowanie na ławce przy Bramie Floriańskiej, ognisko u Wandala, które ktoś niesłusznie określił stypą. Później koncert Perfect'u, przesiadywanie u Henia, nad Trzynastką, rysowanie w pracy i tańce wokół stołu. Zwiedzanie Poznania i magiczne "still loving you" zaśpiewane w oczekiwaniu na pociąg do domu. Nikt nigdy nie zaśpiewał mi piękniej. Nikt nigdy niczego nie zaśpiewał tylko dla mnie w taki sposób i z takim uczuciem na środku dworca ani gdziekolwiek indziej. Trudno z tych chwil wybrać jedną do opisania, bo wszystkie były wspaniałe, nawet, jeśli o niektórych lepiej nie mówić, żeby się nie kompromitować. Ale właśnie przypomniały mi się dni, kiedy Asia robiła w pracy baner na "Zaćmienie", kiedy siedziałyśmy po kilka godzin w pokoju pijąc za dużo kaw, słuchając muzyki z telefonu, bo była lepsza niż w radiu. Kiedy w przerwach tworzyłyśmy dzieła sztuki (te mazaje były naprawdę bardzo ambitne), które mam zachowane do dziś, bo taka jestem sentymentalna. Kiedy robiłyśmy zdjęcia tych dzieł i nie tylko. Kiedy wymyślałyśmy choreografię (o ile choreografią można nazwać te dziwne ruchy) do "The way you make me feel" Michaela Jacksona i "Amnezji" Kultu. Tak, właśnie postanowiłam obejrzeć filmiki, żeby to sprawdzić. I nie, wcale nie popłakałam się ze śmiechu, w końcu to żaden problem zachować powagę oglądając nasz taneczny szał. Psuło nam się trochę w głowach od tej kawy, ale takie psucie to ja mogłabym mieć zawsze, serio.
(na Floriańskiej udajemy, że nas nie ma...) |
(...a na garażach AR sprzedaje mi takie wieści, że ho ho) |
Lipiec 2011 - "Rainy Days"
Wyjechałam do Birmingham, teoretycznie w poszukiwaniu pracy, praktycznie nic z tego nie wyszło, więc uznajmy, że po prostu wyjechałam. I mimo wszystko, był to magiczny czas. Inny kraj, inne miasto, inni ludzie, inne narodowości, inny język. Różnorodność, oryginalność, lepsza jakość bytu... dla mnie po prostu raj. Powiedzmy, że od pierwszego wejrzenia zakochałam się w deszczowej Anglii, mimo, że nie znoszę takiej pogody. Ale tam mnie urzekła. Zakochałam się, lecąc samolotem, spoglądając w dół na zachmurzone niebo, maleńkie domy i ulice."Jestem w niebie!" powtarzałam jak w amoku. Nawet nie jestem w stanie ująć słowami tego, jak bardzo to miejsce mnie zachwyciło (nie, nie mam na myśli nieba). Co prawda, nie ma tam nic szczególnego, ale to zupełnie inny świat, który tą odmiennością mnie ujął.
"lecę ponad chmurami" |
Podczas jednej z niedziel, wybraliśmy się z Anettą i Alim do pobliskiego parku. Akurat odbywał się festyn hinduski. Nie ma co się dziwić, w Birmingham większość mieszkańców to hindusi. Park wielkością przypomina moje małe miasteczko i nigdy w życiu nie widziałam większego, serio. Coś pięknego. Obserwując tych wszystkich ludzi, ich zachowanie, mowę, ubiór... jeszcze bardziej zapragnęłam poznać ich świat. Pomyślałam wtedy: "kiedyś pojadę do Indii, muszę! to będzie przygoda życia, przysięgam." Kiedy odwiedzałam sklepy z hinduską odzieżą, widziałam przepiękne sari, mieniące się bransolety i naszyjniki, moje turystyczne myśli rosły w siłę. Jeśli jeszcze nie wiecie, a na pewno nie wiecie, bo nigdy nie wspominałam, jestem wielką fanką bollywoodzkich filmów. Tak, uwielbiam te wielogodzinne taneczne historie miłosne, mniej lub bardziej tragiczne, z hipnotyzującą muzyką w tle. Mogłabym oglądać całymi dniami i nigdy mi się nie znudzą. Ale wracając... wiecie co najbardziej mi się spodobało? Tolerancja. Nie mówię, że u nas jej nie ma, bo jest. Tylko w takim stopniu, że łatwo można ją przeoczyć. A tam widziałam ją po prostu wszędzie, mogłabym podawać przykłady, ale nie o to chodzi. Tolerancja rzucała się w oczy, nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Birmingham to aż zaskakujące. Szkoda, że u nas nie jest tak bardzo zauważalna. Może dlatego tak bardzo zapadło mi to w pamięć. Generalnie wakacje mogę uznać za udane, mimo, że nie spełniłam głównego celu podróży, to wiele zobaczyłam (pozornie), porównałam, nauczyłam się, cóż, wewnętrzne przeżycia zawsze będą u mnie na pierwszym miejscu. Gdybym wtedy nie miała przed sobą ostatniego roku nauki, zostałabym tam na dłużej, to pewne. Kto wie, może byłabym tam do dziś. A tak, wróciłam w połowie sierpnia, z obawą, że nie wrócę, bo akurat wybuchły zamieszki w całym mieście i ryzykowne było opuszczanie domu. Zresztą, w domu też nie było do końca bezpiecznie, w niektórych dzielnicach chuligani wybijali szyby, włamywali się, okradali, bili i podpalali. Jednak pomimo tego, cały pobyt wspominam bardzo ciepło i z chęcią pojechałabym jeszcze raz, może niekoniecznie do miasta, ale po prostu na wyspy.
Sierpień 2013 - "Góry me wysokie"
Wtedy pierwszy raz w życiu wyjechałam na urlop. Tak, tego się nie zapomina, zwłaszcza, jeśli to jedyna praca jaką się miało, mimo, że nie trwała zbyt długo. Wolne wykorzystałam najlepiej jak się dało, wyjechaliśmy ze znajomymi w moje ukochane miejsce, a raczej nasze miejsce, bo wszyscy mamy słabość do gór. Zawsze wybieraliśmy Pieniny i nic w tej kwestii się nie zmieniło, tam mamy najbliżej, choć nie ukrywam, że chcielibyśmy kiedyś pojechać w Bieszczady. Ale znowu zbaczam z tematu... Kilka dni spędzonych w Krościenku nad Dunajcem dało mi siły na kolejne tygodnie, jak zawsze zresztą. Góry to moja odskocznia od monotonii życia, skomplikowanych relacji i setek problemów. Odskocznia od wszystkich negatywnych emocji, od zagubienia duszy i rozterek serca. Tam powietrze jest lżejsze, niebo jest bardziej niebieskie, słońce ma intensywniejszy blask, ludzie są bardziej otwarci, a wspinanie się na szczyt krętymi szlakami nie jest tak męczące jak mogłoby się wydawać. Ten wysiłek jest największą radością podczas całego pobytu. Że się udało. Że nie zabrakło sił, wytrwałości, czasu, energii. Że nie zabrakło pomimo marudzenia, zmęczenia i łez. Najlepsza nagroda jaka może być to te wszystkie wspaniałe widoki, którymi nie sposób się nie zachwycić.
<3 |
Jednak największym wyzwaniem nie było wejście na taras Trzech Koron (kolejka z tarasu na szczyt była za długa, żeby czekać...), a droga powrotna. Postanowiliśmy, że wrócimy piechotą do Krościenka, że to przecież niedaleko. Oczywiście byłoby niedaleko, gdybyśmy wracali tą samą trasą, którą się wspinaliśmy. Ale musieliśmy inaczej, przecież nie bylibyśmy sobą, a poza tym "pozwiedzamy trochę, poznamy nowe miejsca, wrócimy prostą drogą, będzie super", jak stwierdziła AR. Jak powiedziała, tak też się stało, chociaż sprzeczałabym się z tym "będzie super", bo super nie było, zwłaszcza, gdy nogi zaczęły nam włazić do d... tyłka, po prawie dwugodzinnym spacerze. Zwiedziliśmy okoliczne wsie, widoki rzeczywiście były piękne, ale upał i wędrówka przypominająca syzyfowe prace w końcu dały nam się we znaki. Końca nie było widać. Nie wiem jakim cudem, ale udało nam się wreszcie zatrzymać busa, którego kierowca skończył swoją zmianę, ale chętnie zabrał nas do miasta. Dziwił się, że wybraliśmy się pieszo, przecież "szlibyście do samego wieczora albo i dłużej, przecież to strasznie daleko!". No tak, kto mógł przewidzieć, na mapie wyglądało to inaczej. Trochę przeceniliśmy własne możliwości, jednak grill na zakończenie dnia sprawił, że zapomnieliśmy o zmęczeniu. Zresztą, kto by się przejmował, w końcu byliśmy w górach!
(ciężka droga powrotna, ale jaka piękna) |
Listopad 2014 - "Kochana"
Kiedy zobaczyłam moją Asię na krakowskim dworcu nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu jest. Że mogę ją przytulić, usłyszeć jej głos i powiedzieć "nareszcie!" po dwóch latach nieustającej tęsknoty, po dwóch latach niewidzenia się. To niesamowite uczucie. Chciałam zatrzymać trochę tej magii, ale nie dało się, głównie przez tradycyjne powitanie Patryka, który słowami "znowu nic nie urosłaś" wszystko zniszczył. Tak, właśnie tak. Nawet sobie nie wyobrażacie jak potrafi mnie to zirytować, jednocześnie stawiając na ziemi. Bo z drugiej strony zrozumiałam, że to wcale nie jest sen, że to dzieje się naprawdę. Jak widać, wszystko ma swoje plusy i minusy. Ale mniejsza z tym. Rozmowy w kuchni do czwartej nad ranem, spacer po rynku i naszej ulubionej Floriańskiej, chwila refleksji w Kościele Mariackim, totalna głupawka w tramwaju, picie wina nad zalewem ku pamięci, domówka na której mieszanie nie wywołuje efektów ubocznych, czekanie na opóźniony pociąg... Mogłabym wymieniać bez końca, ale każda chwila była po prostu cudowna, niezależnie od tego, czy było to picie kawy w ekspresowym tempie, by później bez pośpiechu pić wino z Iriną, śniadanie w kfc w towarzystwie niezbyt miłego pana, którego Asia sprytnie pogoniła czy przytulenie się, tak po prostu. Nasze spotkania zawsze działają jak katharsis, możemy oczyścić się ze złych myśli, z problemów, zmartwień, możemy naładować akumulatory i po prostu cieszyć się tym, że jesteśmy razem. Te dni były jak światełko rozjaśniające tunel tego paskudnego listopada. Jak cień nadziei, że będzie już tylko lepiej, jak siła, która umocni tęsknotę i nieobecność, jak wiara, że tym razem nie będziemy tak długo czekać. Ta siła była, w końcu nie płakałyśmy. Brak łez nie był przecież zły, wręcz przeciwnie. Podświadomie czuję, że to coś dobrego, ot, po prostu, jak symbol, znak z nieba. Potrzebowałyśmy tego jak nigdy wcześniej. I to wspomnienie jest najcieplejsze, najżywsze, grzeje moje chłodne serducho najmocniej i mam nadzieję, że też poczuliście to ciepło choć trochę.
(ulubiona ściana z obrazami przy Bramie Floriańskiej) |
Carrie
L.M. Kamińska
Iluvia
vbsdf
Natalia
Czekam na Wasze wspomnienia, ale oczywiście nie zmuszam. Jednocześnie zaznaczam, że pierwszy raz przekazuję nominację dalej, więc chyba warto się nad tym zastanowić, prawda? ;)
Świetne wspomnienia! Dobrze czytać u Ciebie pozytywną notkę i móc się dowiedzieć czegoś więcej :)
OdpowiedzUsuńOstatnio za dużo smutku tutaj było, więc ta nominacja pomogła to zmienić :)
UsuńTo świetnie. No i bardzo mi miło, że mnie wyróżniłaś w notce :)
UsuńNie ma sprawy, w końcu mnie nominowałaś, nie mogłam o Tobie nie wspomnieć ;))
UsuńMam nadzieję, że choć trochę te wspomnienia poprawiły Ci humor. Warto w momentach bezsilności powspominać, przypomnieć sobie chwile radości, szczególnie z osobami, które nam są naprawdę bliskie. Mam nadzieje, że i nam uda się przenieść blogową relację na grunt realny, rzeczywisty. :)
UsuńW chwili pisania tego postu ryczałam ze śmiechu i takiej radosnej tęsknoty :) a o to chyba chodziło :P warto, pewnie, że warto, dobre wspomnienia są potrzebne zawsze, nie tylko wtedy, gdy nam źle :) też mam taką nadzieję :) kiedy się przenosisz do Krakowa?
UsuńZa kilka miesięcy :)
Usuńszybko zleci :) i się spotkamy :)
UsuńPewnie, już się nie mogę doczekać :)
UsuńI ja! :) bo też się przenoszę :)
UsuńTzn?
Usuńbędę mieszkać w Krk :)
UsuńTo fajnie :) A z kim będziesz mieszkać?
Usuńze Strzelcem :) i trójką innych osób :)
UsuńA co będziesz robić w Krk? ;) To fajnie :)
Usuńmieszkać, po prostu :P mój obecnie mieszka tam, gdzie pracuje, ale chce się przenieść do miasta, bo więcej możliwości, komfort i bliżej mnie, no i teraz zdecydowanie bliżej, bo razem :) a ja... szukam pracy i mam nadzieję, że znajdę. a jak mi się zachce to może do jakiejś szkoły jeszcze pójdę ;p
UsuńMiasto niby daje wiele możliwości, ale no dzisiaj wiele młodych osób doświadcza braku pracy. Ja przenoszę się do Krk, przede wszystkim dla siebie, nie dla kogoś. To, że J. będę mogła mieć bliżej to jest inna sprawa.
UsuńBędąc w mieście łatwiej znaleźć pracę niż szukając jej przez internet na wsi. Ale ogóle z pracą strasznie ciężko. Ja też nie przenoszę się dla kogoś. Strzelec szukał jakiegoś pokoju, pomyślał też o mnie, a ja - jako, że od zawsze chciałam mieszkać w Krakowie, skorzystałam :)
UsuńPewnie. Coś w tym jest. :)
UsuńNo tak, ma to sens i znaczenie :)
UsuńCzasem się wydaje, że miasto to większe możliwości, ale jak sama powiedziałaś - nawet w mieście jest ciężko. Sama kursuje po kilku dużych miastach śląska i nie jest tak kolorowo z pracą. Albo można się zaczepić za jakieś marne grosze albo szukają kogoś po studiach z branży.
UsuńCzasem trzeba mieć po prostu szczęście albo znajomości. Niestety studia wyższe nie gwarantują znalezienie pracy, zwłaszcza, gdy nie ma się żadnego doświadczenia.
UsuńPrzeżyłam kiedyś takie lato jak Ty z Asik, w sumie kiedyś tylko takie spędzałam i nie masz pojęcia jak trudno mi było rok temu w wakacje, gdy przyszło mi siedzieć w domu samej... Rany. To była lekcja życia, lekcja przebywania samej ze sobą. To było straszne, ale musiałam się tego nauczyć.
OdpowiedzUsuńO co chodziło Patrykowi z tym, że znów nic nie urosłaś? :P
Nie mam pojęcia, ale potrafię sobie wyobrazić jak wtedy się czułaś. Kiedy nagle musimy nauczyć się przebywania w samotności, a jesteśmy przyzwyczajeni do innego trybu życia, to jest trudne, bo to coś nowego. Ja po tych intensywnych wakacjach miałam nadzieję, że każde kolejne będą podobne i było mi smutno, gdy tak nie było. Ale człowiek szybko przyzwyczaja się do tego, co dobre, dlatego później bardziej odczuwamy zmiany :)
UsuńHm, bo kiedy się poznaliśmy to powiedział, że myślał, że jestem wyższa, więc się rozczarował ;p od tamtej pory na powitanie mówi mi, że znowu nie urosłam ^^
Otóż to. Do tego co lepsze, dobre, zawsze łatwo się przyzwyczaić, a do gorszego cóż... Niektórzy i całe życie się wtedy przystosowują...
UsuńI to tak Cię zbulwersowało, że aż Ci humor popsuło? :P
właśnie, do gorszego trudno się przystosować, o ile w ogóle można, zawsze ciągnie do dobrego, ale czasem jest tak, że ludzie żyjący źle nie chcą polepszyć swojej sytuacji ze strachu, ale to już poważniejsze, skrajniejsze przypadki :)
UsuńNie, nie popsuło mi to humoru, zawsze jak to słyszę to się śmieję :P ale trochę mnie to irytuje :P
Może mają nawet trochę rozumu, bo jak się z biedy nierozsądnie wkracza w bogactwo to łatwo o zrobienie wody z mózgu :)
UsuńTak w notce napisałaś, że to Cię tak wyprowadziło z równowagi, że już pomyślałam, że jakąś kosę z nim masz czy coś :P
nie wiem czy to kwestia rozumu, ja bym powiedziała, że bardziej jednak strachu :) ale faktycznie czasem tak jest, że niektórym się przewraca w głowie, gdy tylko zaczną lepiej żyć.
Usuńej no, nie napisałam tego aż tak ostro XD nie mam z nim żadnej kosy ani nic, jest okej :D
To się bardzo często zdarza. Nawet szczerze mówiąc to co się teraz dzieje w odniesieniu do pokoleń dzieci to właśnie skutek rodzin nowobogackich. Moi rodzice stali w kolejkach za papierem toaletowym więc nauczyli mnie radości z gumy kulki. Teraz dzieciom guma kulka to nie wystarcza z pewnością.
UsuńNo to się cieszę, że źle zrozumiałam xD
Wiesz, teraz liczą się pieniądze, niektórych tak zaślepiają, że myślą, że wszystko można dzięki nim mieć, ale prawdziwych wartości, docenienia tego co się ma, nie można kupić. Kiedyś na komunię nie dostawało się nic albo jakieś słodycze (za czasów moich rodziców), ja miałam rower, a teraz co? Tablety, smartfony, laptopy...
UsuńHaha :D
Czasy się zmieniają, ale wątpię, że na lepsze.
UsuńNa gorsze, ludzie zatracają się w tym wszystkim i nie widzą w tym nic złego.
UsuńMoże nawet widzą, ale nie chce się im nic z tym robić. Wygodniej jest kupić dziecku tego tableta niż wytłumaczyć, że mu to do szczęścia potrzebne nie jest.
UsuńWątpię, żeby widzieli i nic z tym nie robili. Bo to by znaczyło, że świadomie krzywdzą swoje dzieci wpajając im takie, a nie inne wartości.
UsuńJa tak uważam właśnie ;)
UsuńW sumie to możliwe, każdy wychowuje inaczej...
UsuńI w sumie nie ma jakiegoś złotego sposobu na wychowanie dziecka, więc każdy myśli że jego sposób jest najlepszy.
UsuńNo tak, to święta racja, żaden rodzic nie bierze pod uwagę, że źle wychowuje, dopiero później, gdy dziecko zacznie rozrabiać, jest zastanawianie się typu: "gdzie popełniłam błąd?"
UsuńAlbo lepiej od razu powiedzieć sobie: "to nie moja wina. dziecko ma adhd" :)
Usuńtak też najprościej. ehh, czasem szkoda słów na to wszystko... :)
UsuńDlatego wolę nie mieć dzieci póki co ;p
Usuńhaha ;p ale prędzej czy później trzeba będzie się z tym zmierzyć ;p
UsuńNie kracz ;p
Usuńnie kraczę, stwierdzam tylko fakty :D
UsuńNie no... Okres mi się spóźnia, znów :/ Co miesiąc to samo :/
Usuńmoże idź z tym do lekarza, co? ;*
UsuńTa nominacja dobrych myśli wnosi do naszych serc dużo ciepła :):*
OdpowiedzUsuńtak, to prawda :* grzeje lepiej niż wino :p
Usuńa napiłby się człowiek takiego grzańca ;p kurde a pod Galerią podobno dobrego grzańca dają, aż sie chyba kopsne ;p
Usuńoj tak! dają, pewnie, że dają, ale wydaje mi się, że lepszą ofertę mają na rynku! przechodziłam w środę i mówię Ci... kiełbaski z grilla, oscypki, grzane wino... co prawda, na nic się nie skusiłam, bo czas mnie gonił, ale trzeba tam wrócić. i Tobie też polecam :D
Usuńplanujemy z koleżankami się przejść... trzeba jakoś się pożegnać przed rozjazdami swiątecznymi :D ale te oscypki mmmm :D
Usuńtakie pożegnanie przed świętami byłoby idealne :D pośród tych stoisk z jedzeniem z grilla, z winem, ze słodyczami, kwiatami, drobiazgami można poczuć jakąś taką magię, mimo tłumu, ścisku i gwaru :)) no... oscypki są świetne! zwłaszcza z grilla :D
Usuńnajpierw robimy sobie mini wigilię, a potem ruszamy na winko :))) ach, naprawdę święta zapowiadają się w tym roku niezwykle magicznie, pomijając oczywiście zimę, a właściwie jej brak :D
Usuńto chyba najlepszy patent :) racja, święta zapowiadają się cudnie, żeby tylko takie faktycznie były :) a co do zimy, to wiesz... kalendarzowa zaczyna się po 20-ym, więc jeszcze jest trochu czasu XD
Usuńcóż ;) jesteśmy dobre ;) obżarte po wigilijnych potrawach poszłyśmy na rynek na grzańca... cóż, wylądowałyśmy na pizzy :) a właściwie pizzach :) zobaczymy XD teraz jak zjechałam do domu to już może padać XD
Usuńże też jeszcze pomieściłyście te pizze :D a na tego grzańca to możemy się razem wybrać, jak będziesz chciała, o! :) haha, no tak, w domu najlepiej, więc śnieg może sypać :D
Usuńno to było dziwne :D ależ z Tobą - zawsze i chętnie :) dokładnie:D już nie muszę się komunikacją miejską poruszać więc niech się dzieje wolna nieba :D
Usuńmoże po prostu te wigilijne potrawy nie były bardzo zapychające :D to miło :) więc teoretycznie jesteśmy umówione ;p
Usuńjej, podczas zimy jeżdżenie tramwajami i autobusami to zmora wielka... tylko ci, co mają prawko i własne auto, nie mają aż tylu powodów, by nie przepadać za śniegiem ;p
ależ oczywiście ;p
Usuńdokładnie.. a jak jeszcze na uczelni egzamin czy coś, to wolę wstać pół godziny wcześniej i czekać na miejscu niżbym się miała spóźnić... tory się psują, korki się robią agrrr ;p
:D
Usuńi wcale się nie dziwię. ja jak dojeżdżałam do szkoły do Krakowa prawie godzinę, a potem tramwajem ok 10 min, to też wolałam wcześniej jeździć, nawet jeśli wiązało się to ze wstawaniem o godzinę wcześniej niż zwykle, bo w weekendy u mnie busy co 30min. właśnie ;p albo jeszcze... światło czerwone za długo się świeci, powierzchnia zbyt śliska, mgła za duża ;p zimą wszystko jest takie dokuczliwsze :D
widzisz, ja teraz mieszkam kika przystanków od mojego UP, ale autobus mam dwa razy na godzinę ;p więc też wolę jechać tym wcześniejszym, bo choć blisko mam, to albo jest mega korek, albo nie daj bóg autobus się skiepści i po nerwach :D
Usuńnie tylko zimą ;p jak jechałam na koncert Podsiadłego, to oczywiście myślałam, że na godzinę później mam być, ale nie ;p więc w te pędy na autobus, który się spóźniał, poźniej jechał jak ślimak, zatrzymywał się na światłach i wzorowo wszystkich przepuszczał ;p no myślałam, ze mnie tam szlag trafi XD
No niektóre autobusy niestety rzadko jeżdżą ;p dlatego warto czasem się poświęcić, wstać wcześniej, bo nigdy nie wiadomo co po drodze się przytrafi ;p
UsuńNie tylko, ale zimą jakby bardziej się na to narzeka :D ehh, te autobusy... czy one kiedykolwiek działały na korzyść pasażera? ;p
To ognisko tak naprawdę nigdy nie powinno zgasnąć :) Przede wszystkim, w świadomości niektórych ludzi i w sercach.
OdpowiedzUsuńTak sądziłam, że będzie tu dużo wspomnień z Asikiem związanych bo cóż...mało co tak nas napędza i ogrzewa jak prawdziwa przyjaźń przecież:) Takie chwile, razem, tak po prostu są niezapomniane.
I góry...rety. W pełni rozumiem, bo sama góry kocham. I gdy pierwszy raz w nie pojechałam cóż...zachwyt był wręcz nie do wypowiedzenia.
My w Biesy mamy jechać w tym roku:)
W niektórych sercach to ognisko na pewno nie zgaśnie :) a innym może pomoże rozpalić własny płomień :)
UsuńDokładnie, prawdziwa przyjaźń jako, że jest na miarę złota, niesie ze sobą mnóstwo wyjątkowych chwil.. w sumie, każda chwila jest wyjątkowa :) a dla nas, na odległość, to już w ogóle :)
Czasem nie da się opisać tego, co nas tak mocno zachwyca, co wywołuje w nas tyle pozytywnych i pięknych uczuć. Ale... to po prostu trzeba poczuć, przekonać się na własnej skórze jak to jest, chociaż wiadomo, że nie każdy widzi w tym coś niezwykłego, no ale to już inna kwestia :)
Tak? To wspaniale :) a pojedziecie pierwszy raz tam czy któryś z kolei? :)
To prawda, na pewno to jakaś metoda:)
UsuńMa inny wymiar, kto wie czasem, czy nie jakoś silniejszy. W sensie, chodzi mi o to, że jednak mimo wszytko więzi na odległość są trudniejsze do podtrzymania i muszą być naprawdę wyjątkowe nieraz, by się nie rozpaść. Choć tu też pewnie nie ma żelaznych reguł:)
To po prostu jest. Pewne drżenie pod sercem i zresztą...słów nieraz nie trzeba. Słowa to tylko część rzeczywistości, nie oddają wszystkiego;)
Ja 3 raz, Mąż pierwszy, nawet nie wiem jak reszta ludzi, co mają z nami jechać:)
Dokładnie :)
UsuńPrzyjaźń na odległość, tak jak i miłość, nie są łatwe w utrzymaniu. Trzeba się starać, dbać i pielęgnować bardziej niż w relacjach, które są bardziej "na co dzień", ale jeśli tylko się chce, to nie sprawia to żadnej trudności :) i rzeczywiście mają inny wymiar, specyficzny, ale też wyjątkowy :)
To prawda, zgadzam się :) czasem słowa są po prostu zbędne :)
Więc skoro nie pojedziesz tam po raz pierwszy, to powiedz, jak tam jest w tych Bieszczadach? ;)
Bo to zawsze jest klucz- chcieć i znaleźć takie "swoje rozwiązanie" w tej kwestii. Bo równie dobrze, bardzo łatwo rozpadają się więzi "lokalne", tak je określmy, gdy ludziom się po prostu nie chce, nawet wyjść na tą kawę czy wino i pogadać. Gdy się zaniedbuje drugiego. Ale, też swoją drogą, niektóre więzi może po prostu z czasem muszą umrzeć.
UsuńJest...dziko, to chyba najlepsze słowo. Przynajmniej było jeszcze parę lat temu, jakby czas się zatrzymał. Długie szlaki, więc nie ma opierdalania, jasne, nie tak trudne, skaliste jak w Tatrach choćby ale...męczące nieraz. Z tym, że to piękne zmęczenie, nieraz zmęczenie ślizgania się po błocie :D Łatwo się zgubić, wiem co mówię, bo sama się zgubiłam będąc u Zająca kiedyś, znajomego i potem mnie szukali po lesie :D W sumie, to też zależy, gdzie chce się jechać w Bieszczady, bo to rozleglejszy termin niż Zakopane :D Bo Bieszczady to Bieszczadzaki Park Narodowy ( i ten polecam, zdecydowanie) ale też okolice poza nim, choćby Solina czy Połoniny dalej położone. Z tym, że tam już więcej ludzi, turystów. Ale można tam nałapać pięknej energii, w Bieszczadach, tak po prostu. Raj dla piechurów z plecakami:) A i schroniska są genialne, zawsze trafia się tam na fantastycznych ludzi. A i nawet przenocują za przysłowiową "siekierezadę" :D
Po przeczytaniu zaledwie tytułu wpisu , wiedziałam, że mnie nominujesz. Wiedziałam! I co? Miałam rację. Kurde, a myślałam, że mnie to nie trafi ;p Zepsułaś to ;D A tak na poważnie to bardzo się cieszę, że napisałaś ten wpis ;)
OdpowiedzUsuńTo było chyba do przewidzenia :D wiedziałam, że tak zareagujesz, ale chciałam, żebyś też trochę powspominała :) w sumie nie miałam wyjścia, musiałam się wywiązać :))
UsuńWiedziałaś,że tak zareaguje? Hmm stałam się przewidywalna..no nie :-(
UsuńMoże nie wiedziałam, ale domyślałam się :)) oj tam, tylko troszkę ;p ;*
UsuńIdź sobie :P
Usuńej no! :P
UsuńHehh ;p
UsuńA tak na poważnie to napiszę ten wpis jakoś w tym tygodniu. Aczkolwiek trochę zajmie mi..
mi też sporo zajęło :) ale nie spieszy się, napiszesz kiedy poczujesz taką ochotę :) :*
UsuńPewnie, że tak ;*
Usuń:*
Usuń:*
UsuńKochana moja
a Ty moja :*
UsuńOsz Ty...zarumieniłam się! ;)
Usuń:-*
serio? nie wierzę, że udało mi się tego dokonać ;p :*
Usuń;) uwierz !
Usuń<3
dobra, wierzę! :*
UsuńKochana :*
Usuńale się uroczo zrobiło, co? :D :*
UsuńUroczo? -.-
UsuńAż do zarzynania xD
Anja mnie zabije za to :P
UsuńAle musiałam Kochanie to napisać :P
chyba "zarzygania" XD
Usuńale nie, nie zabiję Cię. to "kochanie" załagodziło wszystko :D
Uffff...
Usuńwidzisz, wiedziałam co napisać!
wyczułaś sprawę po prostu xD
UsuńXD
Usuńto się zrozumiałyśmy ^^
Usuńile ja bym dała, aby teraz usiąść przy ognisku z tym winem...
OdpowiedzUsuńrealnie może nie jest to łatwe, ale w wyobraźni? czemu nie! w końcu wyobraźnia czasem bywa lepsza od prawdziwego życia :*
Usuńwiem wiem. :) ale fajnie by było w sumie tak teraz usiąść, co nie? :D przy ognisku ciepło, smażone kiełbaski a winko dodatkowo rozgrzej. :3
Usuńpewnie, że byłoby fajnie. byłabym w raju, gdyby to było naprawdę :D marzy mi się właśnie takie spotkanie, wtedy nawet ta grudniowa pogoda byłaby nie straszna :)
Usuńjak na razie można sobie tylko pomarzyć. mi raz zdarzyło się kilka lat temu, kiedy zimy prawdziwe były, z tatą ognisko rozpalić i na mrozie kiełbaski smażyć.
Usuńi jak było? :) mnie się nigdy nie zdarzyło ognisko w środku zimy, a szkoda.
Usuńto naturalne ciepło nigdy nie było tak przyjemne jak wtedy!
Usuńwyobrażam sobie! :)
UsuńCudowne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńoj tak :)
UsuńWięcej takich się dopraszam :)
Usuńpostaram się :)
Usuńmiło poczytać takie wspaniałe wydarzenia :) czyli jesteś krakuską jak ja? :)
OdpowiedzUsuń:)) można tak powiedzieć, nie mieszkam jeszcze w Krakowie, ale często tam bywam, bo mam niedaleko :)
UsuńA ja jakoś Krakowa nie lubię, sama nie wiem dlaczego. Może przez to, że teraz kojarzy mi się tylko i wyłącznie z nauką i uczelnią...
OdpowiedzUsuńZ tą nominacją to chyba ogłupiałaś! :) Ja nie mam "dobrych" wspomnień. Przynajmniej w tej chwili nie mogę sobie nic przypomnieć :<
Czasami tak jest, że praca czy studia potrafią "obrzydzić" miasto, ale to nie znaczy, że nie mają swojego uroku. Zresztą, co kto lubi :) jak tam trochę pomieszkam, to zobaczę, czy mi zbrzydnie ^^
UsuńWcale nie ogłupiałam! To naprawdę fajna zabawa :) Kochana, każdy ma jakieś dobre wspomnienia, takie, które wywołują uśmiech, nie muszą być wymyślne przecież, wystarczy, że grzeją serce :) też nie mogłam sobie przypomnieć, gdy zabrałam się do pisania, ale potem jakoś samo przyszło i do Ciebie też przyjdzie :)
Jeśli będziesz mieszkać tak sama od siebie i będziesz tutaj robiła coś, co będzie Ci sprawiać przyjemność, to z pewnością Ci nie zbrzydnie :P
UsuńTrust me, I'll be an engineer! :D
Powiedzmy, że sama od siebie :D to znaczy, nie zamierzam znowu się uczyć (ale kto wie? :P), ale szukam jakiejkolwiek pracy i zamieszkam tam chyba szybciej niż chciałam :P więc się okaże :D a tak swoją drogą, w jakiej części Krakowa mieszkasz? :)
UsuńHahaha XD I'll try :D ale Ci nie odpuszczę :D
Plac Inwalidów, tuż przy Karmelickiej :)
Usuńto wiem gdzie, byłam tam raz, kilka lat temu na domówce :D a pytam, bo chcę wiedzieć, czy będziemy mieć daleko od siebie ^^
UsuńI jak? Blisko będzie czy daleko? :D
Usuńraczej blisko :D prądnik czerwony, jak dobrze pójdzie :)
UsuńNo może wreszcie uda się spotkać, bo tak planujemy to od jakiegoś czasu, co nie? :P
UsuńNa to licze! :* :D planujemy od wrzesnia jak nie wczesniej. I tak, pamietam o jej sesji, ktora miala byc. Bedzie z opoznieniem, ale bedzie :P
UsuńAle pamiętaj, że wtedy musi być ładna pogoda! Btw, ostatnio kupiłam nowy obiektyw i muszę go wypróbować :P
UsuńTak, tak, wiem :D o widzisz, to swietnie sie sklada :D tylko pamietaj, ze jestem lewa w pozowaniu xD
UsuńA ja lewa w ustawianiu do zdjęcia :D
Usuńno to pięknie :D bez wątpienia będzie ciekawie :D
UsuńBędziemy meeeeega wymęczone :D
Usuńoj tam, od razu wymęczone :D
UsuńPrzekonasz się :D
Usuńmyślę, że będzie z tego więcej frajdy niż zmęczenia XD
UsuńMusisz wiedzieć, że jak robię zdjęcia, to one muszą być perfekcyjne pod każdym względem. Więc jak mi coś nie będzie wychodziło to się będę mega wkurzać aż się na końcu załamię :D Że światło do du.py, że kadr mi nie wyszedł i ostrość gdzieś na bok uciekła ;)
UsuńWyobrażam sobie, nie można pozwolić sobie na nawet najmniejszy błąd! Więc wkurzać się możesz, ale załamać to Ci się nie pozwolę xD
UsuńChciałabym takie dobre wspomnienie z Wami mieć. =*
OdpowiedzUsuńi będziesz miała! wierzę, że w końcu uda Nam się spotkać :*
UsuńLubię czytać te dobre myśli ;) a Ciebie i Asika bardzo miło i ciepło wspominam ;)
OdpowiedzUsuńJa też :) oj :* mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy :))
Usuńtak.. jak pojawię się jeszcze kiedyś w Krakowie ;)
Usuńalbo jak ja w końcu pojadę nad morze :) ;*
Usuńdziękuje za nominację, ale chyba za dużo we mnie negatywnych uczuć, żebym napisała o czymś miłym... musisz mi wybaczyć :)
OdpowiedzUsuńwybaczyć mogę :) ale wiesz... te dobre myśli są właśnie najlepsze, gdy coś jest nie tak, gdy tych negatywnych uczuć jest dużo, one pomagają choć na chwilę o tym zapomnieć :*
Usuńspotkanie na szczycie było, widziałam, widziałam na fejsiku, gwiazdy moje drogie! :D :*
OdpowiedzUsuńna fejsie było dużo rzeczy, oświeć mnie, bo dziś nie ogarniam ;P ;*
Usuńże Asik wspominała, gdzie jedzie! aż wam pozazdrościłam :D
Usuńaaaa :D no... to teraz Ty powinnaś przyjechać! zamiast zazdrościć :D
Usuńmiło sobie poczytać takie wpisy:) widać że jesteś bardzo pozytywną osobą :) i dobrze, że masz wokół siebie takich ludzi, nawet jeśli rzadko się widujecie. Mogę spytać skąd jesteś? ;P
OdpowiedzUsuńczasem staram się być pozytywną osobą, bo z tym, że jestem, to bym się sprzeczała :p ale dzięki :) oj tak, tacy ludzie to wielki skarb :)
Usuńhm... okolice Kazimierzy Wielkiej :P mówi Ci to coś? :P
bardzo dużo! :D nawet powiem Ci, że właśnie tam jade, haha :D bo tak mnie zastanowiło, tu gadka Krakow, blisko Koszyc, w profilu świętokrzyskie.. Jak u mnie:D
UsuńNo prosze, a to niespodzianka :D jeszcze powiedz, ze chodzilas do szkoly do Cudzynowic, to juz w ogole bedzie ciekawie :D
Usuńcóż, ten świat to jednak mały jest. :D
Usuńserio? no nie wierzę :D
UsuńNapiszę! Bo tak miło się to czytało, ostatnio jakiegoś doła mam to tym lepiej będzie porozkminiać nad pozytywami :) zdjęcia mega, masz chyba duże oczyska :D, góry przepiękne... a Birmingham to zaledwie półtora godziny ode mnie ;o
OdpowiedzUsuńO, jako jedyna zadeklarowałaś się od razu! jak fajnie :)) właśnie, na doła takie myśli najlepsze, też w takim momencie to pisałam :) no... duże mam jak pomaluję :D tak? no to niedaleko :) a gdzie mieszkasz dokładniej? ;>
UsuńJako osoba zdołowana dołuję się, że nie mogę znaleźć jednego idealnego wspomnienia z K., które mogłabym opisać. Boże mój chyba potrzebuję snu bo nie ogarniam siebie!
UsuńHaha ja jak pomaluję i tak mam małe, więc zazdroszczę:D z podawaniem w necie miejscowości mam lekką paranoję, bo to małe miasto. Tuż obok Sheffield :P
Każde wspomnienie można opisać, serio! Wierzę, że jakieś na pewno znajdziesz :)
UsuńKup tusz wydłużający rzęsy i używaj białego cienia albo kredki, pomoże na bank :D Sheffield... nie wiem gdzie to leży, sprawdzę sobie :D
Przyczepię się tych gór :P
OdpowiedzUsuńMnie nogi bolały jeszcze 3 dni po powrocie do domu :P
mnie też bolały po powrocie przez jakiś czas :D ale wspomnienia i zdjęcia koiły ten cały ból :D
UsuńA teraz to już się o tym nie pamięta, tylko te widoki :D
Usuńno dokładnie :D i to jest najważniejsze :D
UsuńZa rok też w góry jedziesz? :)
Usuńjak się uda, to pojadę :))
UsuńKurcze, czytałam to w pociągu w czwartek i o mało się nie poryczałam XD Te wszystkie szalone wspomnienia... jeeej, aż serce rośnie. Powroty znad 13 i w ogóle :D A wiesz, że ja mam gdzieś te bazgroły z pracowni? XD Jak znajdę, to zrobie Ci zdjęcie i wyślę :D
OdpowiedzUsuńI ten listopad... takie światełko w tunelu, zgadza się :) Kiedy zobaczyłam te obrazy na Floriańskiej to poczułam taką... falę wspomnień, tak niesamowicie dobre uczucie... jak lekarstwo na wszystko, co złe :)
Ach, kocham Cie Praptaku :*
Oj, jak my miałyśmy wtedy nierówno pod sufitem :D tyle wspomnień do mnie wróciło, nawet takie, o których zapomniałam, bo były "drobniejsze" np. jak @ wpadł w dziurę po koncercie Perfectu :D a mi się wydaje, że Ty mi te bazgroły dawałaś jak byłam u Ciebie w 2012 :) po świętach będę robić porządki w papierach, to sprawdzę przy okazji xD
UsuńKolejny dowód na to, że wspomnienia potrafią ukoić smutek, ból i tęsknotę, że na chwilę zapominamy o tym, co nas otacza i że to jest dobre :)
Ja Ciebie też kocham, Asiu :*