18 stycznia 2015

Home, sweet home

Dni stają się coraz dłuższe, zapowiadają zbliżającą się powoli wiosnę. Zakończył się jeden rok, a rozpoczął kolejny... jak granica, która wyznacza czas. Czas, którego podobno nie ma. Tak więc, zakończył się kolejny rok życia w moim miasteczku, a rozpoczął w Krakowie.

Zawsze marzyłam o tym, by kiedyś zamieszkać w mieście królów, zawsze zazdrościłam koleżankom, że już tam są, że się usamodzielniły, że mają swoje własne życie, że z niego korzystają, że są szczęśliwe. Kiedy trafiła się okazja, myślałam, że będę mieć podobnie. Jak bardzo się myliłam... nie usamodzielniłam się, jakkolwiek by to nie brzmiało, wciąż nie jestem niezależna finansowo. Mam swoje życie, ale z niego nie korzystam. Będąc w domu czułam się bardzo samotnie, mimo, iż nie byłam sama. Miałam rodzinę, chłopaka, przyjaciół, ale tylko z tymi pierwszymi widywałam się najczęściej. Teraz jestem w Krakowie i wciąż czuję się samotna. Teraz częściej widuję się z chłopakiem niż z rodzicami, ale to niczego nie zmienia, tak naprawdę. Bo nie wystarczy kogoś widywać, by nie czuć się samotnie, czyż nie? A przyjaciele... widuję się z nimi tak samo rzadko jak wcześniej, mimo, że teraz mamy możliwość spotkania się w każdej chwili. Tak więc mieszkam w Krakowie i chodzę na samotne spacery. Na spacery, które wywołują u mnie dużo smutku. Bo co z tego, że mogę wyjść kiedy chcę i gdzie chcę, jeśli nie mam z kim? Niczym nie różni się to od tego, co miałam mieszkając w domu. Kraków mnie nie uszczęśliwia tak, jak powinien. Jest dobrze, ale to pojęcie bardzo względne. Poza miejscem zamieszkania nic się nie zmieniło, serio.


"Tak daleko od bliskich śnię mój sen o szczęściu,
które nie nadchodzi, które się nie spełni

Co z tego że jestem tu gdzie kiedyś być marzyłem,
jeśli wszystko co dziś mam to praca ponad siły"

Nie chciałam spędzać samotnego weekendu w Krakowie, więc w piątek przyjechałam do domu na kilka dni. Poczułam taki spokój w sercu, którego nie jestem w stanie opisać, i radość, że jestem w miejscu, w którym nie muszę udawać, w którym nie muszę niczego się wstydzić, niczego bać, w którym czuję się swobodnie. W miejscu, w którym jestem ważna i kochana. Nigdzie indziej nie ma takiego miejsca. Wcześniej nie czułam tego będąc w domu, bo lgnęłam do znajomych, do ludzi, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim, z którymi mogę się napić i zabawić. Zapomniałam o tym, że rodzina też potrafi to dać, mimo, że nie w stu procentach, ale potrafi. Przedwczorajsza rozmowa z Iriną uświadomiła mi, jak bardzo potrzebuję szczerej rozmowy, takiej od serca, bez żadnych tajemnic. Rozmowa z bratem pokazała mi, że jestem dla niego ważna, a jego słowa "brakowało mi Ciebie, wiesz?" rozwaliły moje serce na kawałki. Kocham ich z całej duszy. Kocham moją mamę za to, że jako jedyna zawsze ma dla mnie czas, mimo obowiązków i braku tego czasu nieraz. Kocham brata za to, że nie ukrywa swoich uczuć i potrafi mi powiedzieć, że mnie lubi albo że tęskni, że potrafi powiedzieć mi coś miłego, zwłaszcza wtedy, gdy tego najbardziej potrzebuję. Nikt inny tego nie potrafi... I wiecie? Najchętniej odwlekałabym powrót do Krakowa, a wracam we wtorek. Mimo, że kocham to miasto, to nie mogę czuć się w nim w pełni szczęśliwa. Nie wszyscy wiedzą, że trzeba być a nie bywać. Że trzeba rozmawiać, a nie mówić. Że trzeba się spotykać, a nie tylko umawiać. Że trzeba robić to, co się chce, a nie tylko chcieć.

To nie tak, że doznałam wielkiego rozczarowania, że moje wyobrażenia różnią się od rzeczywistości. Nic z tych rzeczy. Cieszę się z przeprowadzki do miasta, w którym jestem zakochana, z tego, że mam u boku ukochaną osobę, z tego, że radzę sobie sama na tyle, na ile mogę. Cieszę się z tego, że w każdej chwili mogę wyjść i że mam dokąd pójść. Pierwsze dni były naprawdę wspaniałe, mimo, że trudno przychodziło mi oswojenie się z tą zmianą. Spotkaliśmy się z AR i Wandalem, mieliśmy nieplanowany wypad do kina, a nawet spontanicznego sylwestra po sylwestrze, jako rekompensata za to, że tego oficjalnego spędziliśmy osobno, spotkałam się z dawno niewidzianą koleżanką ze studium, która mieszka za granicą. Tak, to dało mi pewną motywację, siłę i wiarę w to, że faktycznie ruszyłam do przodu. Ale później trochę się zmieniło. Nie chodzi mi o to, że codziennie powinnam się z kimś spotykać, gdzieś wyjść, ale że mogłabym mieć świadomość, że w każdej chwili mogę zadzwonić do znajomych i umówić się, chociażby, na spacer. Szukanie pracy nie zajmuje mi 24h siedem dni w tygodniu, więc mam dużo wolnego czasu, zwłaszcza, gdy zostaję sama w mieszkaniu. Jednak spotykam się ze słowami: "po sesji na pewno się spotkamy", "będę w Krakowie za miesiąc to cię odwiedzę", "w tym tygodniu nie dam rady", co potrafi podciąć skrzydła. A ja potrzebuję ludzi, potrzebuję rozmowy, potrzebuję towarzystwa, tak po prostu, mimo, że jestem typowym odludkiem społecznym.

Tak więc przed przyjazdem do domu nie miałam najlepszego nastroju. Coś zaczęło niszczyć moje przyzwyczajenie się do nowego życia i ustabilizowane uczucia. Dlatego Kraków trochę mnie zmęczył, dlatego w nim znalazłam najwięcej negatywnych działań i na nim postanowiłam się wyżyć. Ale nie było to całkiem bezpodstawne, jak widać, może tylko trochę wyolbrzymiłam całą sprawę. Ostatecznie w znajomych kątach znalazłam spokój, którego tak bardzo potrzebowałam, i wykorzystam go do ostatniej minuty mojego pobytu. Bo wiecie... pachnie mi listopadem, ten zapach wraca, ale nie we wspomnieniach. On jest prawdziwy, teraźniejszy, obecny. Znów. Jest tak intensywny, że boję się, że historia zatoczy koło. Przez to właśnie czuję się jeszcze bardziej samotna niż zwykle. Ale przecież jest dobrze, więc czym się martwić?

DOPISEK 20/01/2015
Dziś miałam wrócić do Krakowa, jednak plany trochę się zmieniły. I szczerze, nie mam pojęcia, kiedy wrócę, każdy mnie o to pyta, a ja myślę tylko: "dajcie spokój, wrócę, kiedy wrócę, nie wiem znaczy nie wiem". Świadomie to odwlekam z nadzieją, że opanuję to, co mnie męczy, ale doskonale wiem, że tak się nie stanie. Dlatego chłonę spokój, który panuje w moim domu, chłonę wszystko, co dobre i ciepłe, żeby zagłuszyło listopadowe emocje, choć to też nie najlepszy sposób, wiem. Ale w tym momencie nie znam lepszego i taki musi mi wystarczyć.

140 komentarzy:

  1. Zazdroszczę mieszkania w Krakowie ale jednocześnie współczuje, że nie jesteś w nim w pełni szczęśliwa ale może to się zmieni ;)
    na pewno odwiedzenie rodziny naładuje ci akumulatory i to dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję, że się zmieni :) a odwiedzenie rodziny sprawia, że wcale nie chce mi się wracać, więc nie wiem, czy to do końca tak dobrze ;p

      Usuń
  2. Wiesz, Kochana, że ja uwielbiam Kraków....i wiem, że Ty też, ale nie wszystko czasem idzie po naszej myśli, prawda? Musisz koniecznie coś zrobić z "tym", wiesz z czym. W razie czego służę rozmową, radą. :* Trzymaj się, Starsza! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że muszę coś z "tym" zrobić, ale im więcej czasu mija, tym większy mam mętlik w głowie i nie mam pojęcia, czy warto to ruszać. Ale z drugiej strony nie mogę przymknąć na to oczu... Wiem, Kochana, dziękuję! :*

      Usuń
    2. Anja, jakie przymknąć oczy, jakie "czy warto to ruszać"?!

      Usuń
    3. dobra, to było dawno, już się uspokoiłam ;)

      Usuń
  3. Przeprowadzki nie zawsze nas cieszą, a wręcz przeciwnie głównie przygnębiają. Szczególnie do większych miast, ale nie martw się, na pewno wszystko będzie w porządku i się ułoży, to tyko kwestia czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszyłam się z tej przeprowadzki, mimo, że to wszystko działo się tak szybko i że były różne obawy, bo to w końcu jakaś zmiana. Ale mam nadzieję, że będzie jeszcze tak, jak powinno być. :)

      Usuń
  4. Kraków ma to do siebie, że jest smutny. Przynajmniej dla mnie. I za to chyba kocham go najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dlaczego Kraków jest smutny dla Ciebie? ja osobiście określiłabym go magicznym, ale każdemu kojarzy się inaczej :)

      Usuń
    2. Nie chcę rozdrapywać ran. W swoim smutku też potrafi być naprawdę magiczny.

      Usuń
    3. Rozumiem. Ale masz rację, nieważne jaki by ten Kraków nie był, ważne, że potrafi dać trochę magii czasem.

      Usuń
  5. Wiem, że należę do grona tych osób, które mówią: "po sesji się zobaczymy", ale ja naprawdę chciałabym Ci pomóc znaleźć to krakowskie szczęście. Pamiętam, że z początku też nie było mi tutaj za dobrze, bo w sumie ciężko jest się przestawić na inne życie. Ale teraz? Jadę do domu rodzinnego, ale wiem, że teraz tu jest mój dom i marzę tylko o własnym mieszkaniu. I tu nawet nie chodzi o tatę. Tylko po prostu tak jakoś czuję, że teraz to jest moje miejsce. Wydaje mi się, że z czasem wszystko samo przyjdzie, że będziesz się tutaj coraz lepiej czuła. A jak przyjdzie praca to już w ogóle. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że chciałabyś mi pomóc i za to Ci dziękuję :* wiem, że masz sesję, obronę, to jest teraz najważniejsze, jak tylko zdobędziesz tytuł inżyniera, to poświętujemy i w ogóle, wiesz, ja jestem cierpliwa :) po prostu dopadł mnie teraz taki mały kryzys, z którym sobie nie radzę jak trzeba. I wiem też, że potrzeba czasu, by się przyzwyczaić do tego wszystkiego, w sumie minęło nieco ponad dwa tygodnie, więc to zbyt krótko, by "czuć się jak w domu", ale no... ma na to wpływ wiele czynników. Gdyby była praca to byłabym przeszczęśliwa i na pewno byłoby mi lepiej, ale powoli brakuje mi sił, gdy nie ma żadnego odzewu...

      Usuń
    2. A nie chciałabyś pracować w sklepie jubilerskim w hotelu ileś tam gwiazdkowym? Zdaje się, że moja koleżanka kogoś szuka ;)

      Usuń
    3. chciałabym, pewnie, że tak :)

      Usuń
  6. W Krakowie zakochałam się od pierwszego wejrzenia już jako dziecko
    (czyli sto lat temu:P) Co roku obiecuję sobie, że wrócę tam i zwiedzę to, czego nie zdążyłam...na gadaniu się jednak kończy.
    Według mnie to miasto pełne magii, coś mnie do niego ciągnie :)
    Może w końcu zamiast obiecywać i snuć plany spakuję walizkę i tam wrócę :) tym razem z Młodą i D. :)
    Życzę Ci Kochana, abyś i Ty odnalazła tę Krakowską magię i szczęście, które być może czai się za rogiem! :)
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, sto lat temu :D ale owszem, Kraków potrafi rozkochać i mam nadzieję, że pewnego dnia na gadaniu się nie skończy i w końcu wrócisz do tego pięknego miasta :) też uważam, że jest magiczne :)
      A daleko masz do Krakowa tak w ogóle? ;>
      Magię odnalazłam, zresztą dawno temu, ale tego szczęścia chyba trochę brakuje, pod jakąkolwiek postacią by nie było :) więc oby Twoje życzenia się spełniły, dziękuję! :* ściskam również :*

      Usuń
  7. Wiesz, wielu ludziom wydaje się, że przeniesienie swojego życia do większego miasta wiele zmienia, ale tak naprawdę często wśród znajomych spotykam się z tym, że mają towarzystwo, ale czują się samotni. Niektórym czasem jest może łatwiej, mają więcej szczęścia, szybko znajdą pracę, zaczepią się tu albo tam, uruchomią swoje kontakty, ale też nie jest od tak że po prostu nic nie robią. Praca prędzej czy później się znajdzie. To dopiero początki, więc nie ma się czym przejmować, ale pewne rzeczy dopiero zaczynamy dostrzegać i doceniać jak coś zmienimy w swoim życiu. I tak naprawdę to nie jest problemem znalezienie dwóch godzin na to, żeby się spotkać ale ludzie po prostu nie potrafią sobie zorganizować czasu. Każdy ma jakieś swoje życie, studia, praca, rodzina, partner, ale nie sądzę, żeby np. wspólnie spędzony wieczór np. z przyjaciółką był problemem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie to wiele zmienia, a praktycznie niewiele, teraz to wiem, po prostu życie toczy się dalej, jest takie samo jak wcześniej, inne miasto nie sprawia, że to jakaś spektakularna zmiana, przynajmniej tak jest w moim przypadku, ale wiadomo, że u niektórych faktycznie to coś wielkiego. Ja chyba po prostu się przeliczyłam :) co do pracy... właśnie, gdybym szybko ją znalazła, to może nie czułabym się tak jak teraz, bo nie odczuwałabym tej samotności tak bardzo, bo miałabym zajęcie, miałabym zaplanowany dzień i wykorzystany w 100%, ale niestety bezskutecznie poszukiwania sprawiają, że mam wszystkiego dość. Co do znajomych... może tak jest, że nie potrafią zorganizować sobie czasu, ale wiesz, nawet jeśli tą organizację mają świetną, to może ona nie współgrać z planami innych i po prostu mijają się...

      Usuń
    2. Wiesz, łatwo znaleźć wymówkę, że no mijamy się, ale raz na jakiś czas mieć trochę czasu dla tej drugiej osoby to chyba nie problem. Też mam sporo rzeczy na głowie, ale jakoś daję radę pogodzić czas na naukę, dla chłopaka, dla przyjaciółki... Wszystko wystarczy dobrze zorganizować. A odnośnie Twojej sytuacji to po prostu musisz sobie to wszystko poukładać. Może nabierzesz w domu nowej siły, która da Ci napęd do działania po powrocie do Krakowa. Kto wie jak będzie, a może coś się zmieni?

      Usuń
    3. Raz na jakiś czas to ten czas jest, tylko że to pojęcie względne też, bo to może być raz na miesiąc albo raz na trzy albo i dłużej :) ja po prostu mam nadzieję, że po sesji znajomi znajdą choć chwilę czasu żeby się spotkać, na coś wcześniej nie ma co liczyć raczej :)
      Układam sobie właśnie, ale sił nie nabieram... bardziej nabieram większej chęci, by się z domu nie ruszać. Chyba problem nie tkwi w Krakowie, a zupełnie gdzieś indziej, tak myślę teraz.

      Usuń
    4. Najważniejsze jest to, żeby wszystko przemyśleć.

      Usuń
    5. Jak tam samopoczucie? :)

      Usuń
    6. dziś nie najgorzej nawet :)

      Usuń
    7. A ja mam kolejną rzecz na prezent dla J. :)

      Usuń
    8. Czarny - nasz ulubiony :)

      Usuń
    9. czarny najlepszy! :P na pewno mu się spodoba :)

      Usuń
    10. Ja mam bluzę w superowym odcieniu takim jakby szarym, ciężko mi to określić i w niebieskim i też fajnie to wygląda. Choć ta czarna od razu przypadła mi do gustu :)

      Usuń
    11. wiadomo, że inne kolory też są fajne, ale muszą po prostu podejść :) na suwak jest ta bluza? :)

      Usuń
    12. Dokładnie tak. :)
      Nie, woli bez, ma kaptur i fajny nadruk. Jak będę mieć czas to może wstawię zdjęcie :)

      Usuń
    13. rozumiem :) okej, fajnie by było jakbyś wstawiła, bo ciekawa jestem jaki to nadruk ;p

      Usuń
    14. Wstawię wstawię :) A woli bez suwaku bo ma problemy z czuciem w rękach.

      Usuń
    15. :) oj, to niedobrze... może ma słabe krążenie?

      Usuń
    16. Sama nie wiem, ale to też przez pracę, a jakoś nie szczególnie stara się z tym cokolwiek zrobić, chyba muszę go kolejny raz wstrząsnąć, żeby się za siebie i swoje sprawy wziął.

      Usuń
    17. a gdzie pracuje? ale wiesz, faceci chyba to do siebie mają, że nie widzą problemu w tym, co dla nich jest "niczym ważnym", jeśli chodzi o zdrowie.

      Usuń
  8. A ja odnoszę wrażenie, że to nie Kraków Cię rozczarował... Czy nie chodzi tu o mieszkanie z chłopakiem? Bo skoro z nim mieszkasz i czujesz się samotna, no to chyba nie jest do końca dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hm, nie zawsze może być dobrze, ale wiesz... chodzi mi o to, że on cały czas pracuje, a ja wtedy jestem sama, to mnie męczy najbardziej :)

      Usuń
    2. Do tego niestety musisz się przyzwyczaić bo tak juz właśnie będzie zawsze. Chyba że zaczniecie pracować razem :P
      Ale zawsze mozecie nadrabiać czasem spędzonym po pracy :P

      Usuń
    3. nie ma mowy o wspólnej pracy :D wiesz, ja rozumiem, że on pracuje i że to po prostu życie, ale chodzi mi o to, że ja wtedy nie mogę dobrze zorganizować sobie czasu, bo nawet nie mam z kim się spotkać :P
      nadrabiamy... oglądając tv ;) no ale to nie o to mi chodzi w ogóle :P

      Usuń
    4. Znajdziesz pracę to nie będziesz miała takiego problemu, a z tego co zauważyłam to znajomi nie chcą się spotykać teraz bo sesję mają, więc po prostu musisz ten ciężki dla każdego studenta okres przeczekać :P

      Usuń
    5. jak znajdę :) wiem właśnie, że sesja i w ogóle, do lutego już niedługo, przeżyję ^^

      Usuń
  9. życzę Ci żebyś odnalazła w Krakowie to czego szukasz :)
    życzy Ci to rodowita Krakuska ;-)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. To bardzo smutne... Że wyprowadziłaś się do chłopaka, zaczęłaś nowy rozdział w życiu, związku i piszesz,że jedyne miejsce gdzie jesteś ważna i kochana to dom rodzinny... Mieszkając z kimś, dzieląc życie/dom... Powinnaś czuć się równie ważna i kochana. Zerknęłam wstecz i myślałam,że może to chwilowe, że przyzwyczajasz się do zmian albo coś w tym stylu... Ale tu chyba problem jest w związku. Można przecież razem wyjść, razem obejrzeć film, porozmawiać. Nie ma to przyszłości jeśli w towarzystwie kogoś, kogo kochasz czujesz się samotna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie sam fakt, że zamieszkaliśmy razem był oznaką tego, że jestem ważna, może to nie jest właściwa interpretacja, ale myślałam, że po prostu tak jest i że to jest dobre, że dalej będzie jeszcze lepiej. A odczuwanie samotności wśród bliskich osób nie jest niczym złym, choć wiadomo, nie powinno tak być za często... można gnić cały dzień przed tv z kimś, kogo się kocha i czuć się świetnie, ale równie dobrze można iść do kina czy na imprezę i mimo tego mieć jakieś dziwne uczucie pustki. My oglądamy filmy, czasem gdzieś wyjdziemy, ale często jestem sama w mieszkaniu, bo on pracuje, i o to chodzi, że wtedy nie potrafię zorganizować sobie czasu tak, by nie czuć się źle. Ale wiem, że nie do tego zmierzasz :) nie czuję się kochana, bo nie mam do tego podstaw, to dość skomplikowana sprawa :)

      Usuń
    2. To naprawdę..... Nie rozumiem jak możesz mieszkać z kimś, gdzie nie masz podstaw do czucia się kochaną. Mieszkacie razem - ok, to ważny etap w związku. Nie masz pracy - trudno, ciężko o nią, trzeba ciągle szukać... Ale tworzysz związek i nie masz podstaw do uczuć? To po co taki związek. Bo przepraszam ale nie rozumiem. Nie rozumiem jak można być z kim kto nie daje Ci dowodów miłości, sypiać z kimś z kim nie czujesz się kochana, ważna. To smutne. Być z kimś aby być.... Bo albo się kocha i tworzy się związek albo nie ma miłości i nie ma związku. Nie wystarczy,że jedna osoba kocha. Łał... O czymś takim to jezscze nie słyszałam......

      Usuń
    3. Mówiłam, że to dość skomplikowana relacja :) podstawą do uczuć są chęci naprawienia błędów i chęci, by wierzyć, że się poukłada, choć wiem, że same chęci to nie wszystko. Wiem, że trudno to zrozumieć, dlatego polecam Ci przeczytać moje trzy ostatnie wpisy z listopada, tam jest wszystko opisane i wyjaśnione, może wtedy łatwiej będzie to ogarnąć.

      Usuń
    4. Przeczytałam i nie da się tego ogarnąć :) I nie wyobrażam sobie mieszkania z kimś kto by mnie nie kochał. W związku ważne są rozmowy, uczucia, gesty. To,że on pracuje to żaden problem. Bo tak wygląda normalne życie, praca i dom, rodzina. A póki jest dwoje ludzi to oni tworzą swoisty związek. Niby wyprowadzka... By spróbować czegoś - dobrze, można to zrozumieć, ale jak nie jest lepiej? On się nie stara? Bo jak możesz mieszkać u niego, nie pracując i jeszcze wołasz,że on Cię nie kocha.... A on nie ma chęci naprawy? Bo skoro nie masz podstaw do czucia się kochana, skoro podstawą do tego są chęci a to nie wystarczy.... To już totalna głupota. Może to głupie pytanie, osobiste... Ale uprawiacie seks bez miłości? Tak po prostu oddajesz mu siebie a wiesz, że cię nie kocha? Nie ma tej czułości? Pocałunku przed wyjściem do pracy? Robienia kanapek z radością i miłością dla niego? Nie ma powrotu jego do domu i powiedzenia "cieszę się,że jesteś?" Bo widzę wiele możliwości, ogrom i ogrom małych gestów, albo tych dużych... A u Ciebie... Nie ma nic. Nie marnowałabym czasu na mieszkanie z kimś, tworzenie pseudo związku i czekanie "no może mnie pokocha jutro, ale dziś popłacze sama w domu".

      Usuń
    5. Nie mogłam przewidzieć tego, jak będzie po wyprowadzce, nie mogłam przewidzieć tego jak będzie, poza tym, nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli. On ma chęci naprawy, to wspólne mieszkanie było jedną z tych chęci właśnie, jako znak, że ma nadzieję, że to szansa dla naszego związku, że to pomoże w identyfikacji uczuć, że pomoże w ogóle. Oboje myśleliśmy, że trzeba coś zmienić, by było lepiej, by naprawić to, co było złe między nami... nie byłam przekonana do tego wspólnego mieszkania, właśnie przez ten brak pewnej miłości, ale stwierdziłam, że i tak nie mam nic do stracenia i że warto podjąć ryzyko.
      Co do seksu... nie jest to głupie pytanie, ale dość osobiste i nie powinnam na nie odpowiadać :) więc powiem tak... nigdy nie zgodziłabym się na seks bez miłości, zwłaszcza, że jestem wierząca i mam swoje pewne zasady. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym tak robić... i to "cieszę się, że jesteś"? gdybym to usłyszała, to byłabym w siódmym niebie, ale od dawna nie słyszałam takich i podobnych, ciepłych, słów. zresztą, nie ma o czym mówić. Czasem się zdarzają takie właśnie gesty, dobre, znaczące, że jednak jestem ważna, słowa rzadziej, ale też są. W każdym razie... doskonale wiem na co się pisałam dając drugą szansę, wiem, że nie ma obustronnej miłości, ale mimo to postanowiłam spróbować, dla mnie to nie jest marnotrawstwo czasu, jakkolwiek by to nie brzmiało. Powiesz, że jestem naiwna... ale nie jestem, bo mam świadomość tego, na czym stoję. I dzięki tej świadomości patrzę na to inaczej, nie będę cierpieć aż tak, gdy pewnego dnia historia się powtórzy. To po prostu mój przemyślany wybór, biorę odpowiedzialność za wszystko, co się dzieje, ale mam prawo, by czasem pomarudzić w chwilach słabości, mimo wszystko.

      Usuń
    6. To żaden wstyd być dziewicą, ale skoro nie ma poprawy, skoro i tak jest źle, bo przecież nie jest dobrze. I raz na jakiś czas dobry gest nie zastąpi tego co złe. Nad związkiem się pracuje, pielęgnują go dwie osoby. A nie tylko jedna.
      I mówisz,że jesteś świadoma, że to Twój świadomy wybór a to wygląda raczej tak jakbyś z nim była bo bała się zostać sama. Można by Cię tu pocieszać,że będzie dobrze,że on się w końcu postara, zmieni... Ale prawda jest taka,że jeśli ktoś nie kocha, jeśli komuś nie zależy na drugiej osobie to nic nie zmieni. Żadna wyprowadzka też nie zmieni niczego. Bo co miała zmienić? Mogłaby, gdyby chciał. Mogłabyś budzić się rano i dostawać miłe słowo, sama je dając. Miłość w codzienności jest, w zwykłych gestach. A jeśli jej tam nie ma to nigdzie nie będzie.
      Podejrzewam,że jak "się coś zadzieje znów" to i tak nie odejdziesz, nie będziesz potrafiła, bo nie zatrzymuje się człowieka, który nie kocha, któremu nie zależy na Tobie, a jak już się nie stara od listopada to tym bardziej. Bo to nie chodzi o to, że on ma pracę. Bo pracować musi, to jest rzecz normalna, więc nie możesz narzekać,że nie macie czasu bo pracuje. Macie go dużo jak wraca po pracy, jak idzie do pracy. Można zjeść śniadanie, obiad, kolacje, wypić rano kawę, wieczorem ze sobą porozmawiać. Wyjść na spacer, można wspólnie wiele rzeczy robić, nawet takich domowych. Tylko potrzebna w tym wszystkim jest obustronna miłość. Jeśli teraz jej nie ma to już się ona nigdy nie pojawi. I nie piszę tego złośliwie.
      Ja też pracuje, mój mąż też pracuje i co? Mamy czas na to by pocałować się, by szepnąć sobie czułe słówka, i od razu lepiej wytrzymać 8 h w pracy jak rano się słyszy " pięknie wyglądasz" albo gdy on pracuje, a ja mam wolne to robię pyszny obiadek i staram się dla niego, a on gdy wraca z pracy, to uda mu się kupić jakiś kwiatek, albo czekoladę.
      Nie wiem czy rozumiesz o czym mówię, ale nie mów, że coś takiego jest niemożliwe, bo jeśli się tylko chce to jest. Bo miłość musi być. Inaczej małżeństwa by nie funkcjonowały, ani inne związki w mieszkaniu razem. Tu nie jest wina pracy, wina leży w braku miłości między wami. I może nawet po obu stronach. Bo skoro Ty siedzisz w domu i szukasz tylko pocieszenia i narzekasz zamiast sama też coś próbować, może pokazać mu pewne gesty to szukasz kogoś kto zastąpi Ci pustkę daną przez niego.
      I oczywiście, możesz pomarudzić. Ale czy to chwila słabości? Kochać kogoś i nie dostawać w zamian nawet ciepłego słowa wcale nie jest przyjemne...

      Usuń
    7. To nie jest tak, że boję się być sama, bo nie boję się wcale. Po poprzednim związku byłam sama przez kilka lat, więc wiem czym to pachnie i wiem jak sobie z tym radzić. Wiem, że to nic strasznego i że da się to przetrwać. To, że nie kocha, nie znaczy, że mu na mnie nie zależy. W sumie... on mówi, że kocha mnie na swój sposób, ja uznaję to jako brak miłości (ale to też pogmatwane jest, nie chcę się w to zagłębiać). Ale zależeć mu może przecież. I ja to czasem widzę... wiem jak się starał odzyskać moje zaufanie, wiem, że robił co w jego mocy, wiem, że chciał by było choć trochę jak kiedyś. Problem w tym, że czasem o tym zapomina, a to go przecież nie przekreśla.
      Ja nie powiedziałam, że nie stara się od listopada, wtedy wiele się wydarzyło, on wiele zrozumiał i starał się to odbudować, naprawdę. Ale sama przyznasz, że w każdym związku zdarzają się momenty, gdzie nie jest tak, jakbyśmy tego chcieli. Ja wiem, że jest milion sposobów, gestów, które mówią o uczuciach, nie musisz mi tego mówić, ja zdaję sobie z tego świetnie sprawę, co w tej sytuacji może mnie trochę dobijać. I... wiem, że nie piszesz złośliwie tego, że ta miłość już się nie pojawi. Bo ostatnio to zrozumiałam, to że "chcę kochać" to nie to samo co "kocham", ale cholera... ja wciąż mam nadzieję i wciąż w nas wierzę. To naprawdę nie ma sensu?
      I to wcale nie jest tak, że brakuje nam takich gestów. One są, zdarzają się. We wspólnym sprzątaniu, w pożegnalnym buziaku przed wyjściem do pracy (który musi wystarczyć do dnia następnego, mimo iż wieczorem się widzimy i tak), we wspólnym robieniu kolacji, w wyjściu na zakupy... ale tego jest statystycznie mało. Mimo to, nie tracę wiary. I okazuję swoje uczucia jak tylko mogę, przytulam jak tylko się da, całuję znienacka w policzek, łapię za rękę, daję prezenty, pamiętam o rzeczach, o których on czasem zapomina... robię wszystko, poza słowami... ale odkąd wiem, że to nie taka miłość jaka powinna być, to nie mówię, że kocham czy tęsknię, bo wiem, że nie usłyszę, że "ja też" i to chyba rozumiesz.
      To nie jest przyjemne, ale... na początku byłam przekonana, że mnie kocha, bo tak mówił, odkąd wiem, że nie do końca tak jest, to nie znaczy, że ja przestałam kochać, że przestałam mieć jakąś pewność, nadzieję... może on po prostu nie potrafi zidentyfikować swoich uczuć, to też się w końcu zdarza i to normalne.

      Usuń
    8. Widzisz... To,że są związki gdzie jest źle nie znaczy,że masz w takim tkwić, gdzie nie czujesz pełni miłości. Bo blokujesz się na to by ktoś Cię prawdziwie pokochał. Ja zaprzeczę. My z mężem się nie kłócimy, nie mamy problemów ze sobą, po prostu się kochamy w pełni, problemy wspólnie rozwiązujemy. I wiem jak się mówi "nie ma związków idealnych" , "wszyscy się kłócą" albo "kłótnie są dobre"... Ale jeśli się kocha, obustronnie, dostaje się to na co każdy w pełni zasłużył. Na miłość a nie na "kocham Cię na swój sposób" i możesz sobie czuć się samotna bo dostajesz za mało. To bardzo toksyczne co tworzysz, Ty kochasz, a On? nie cuzjesz tego. Tu o to chodzi, nie dostajesz tego co mogłabyś dostać. I mogłabyś odejść ale nie chcesz. I nie rozumiem dlaczego, bo nie ma szansy dla kogoś kto nie kocha i nie pokocha. Za mało jest "chcieć" trzeba jeszcze robić. I nie mów,że nie macie na to czasu. I to jest bez sensu. Jeśli nie pokochał tyle to i dalej nie będzie kochał. Nie olśni go nagle,że jesteś całym światem i rzuci Ci wszystko pod nogi i uchyli nieba. A to takie..."branie co jest" a nie tego co może być, szukanie czegoś lepszego. Idziesz na łatwizne. Zwyczajnie.

      Usuń
    9. Ale to, że jest źle nie znaczy, że cały czas tak będzie, to w końcu minie.
      Może się nie kłócicie, ale nie uwierzę, że nie pojawiają się u was różnice zdań, które przecież nie znaczą kłótni... to, że wspólnie je rozwiązujecie to dobrze, bo o to właśnie chodzi w związku/małżeństwie. Nie rozumiesz dlaczego nie chcę odejśc.. nie chcę odejsc, bo go kocham, po prostu. Mój kolega kiedyś powiedział "jak kocha to wróci, jeśli nie to nie była tego warta... bzdura, jak kocha to nie odejdzie" i dotarło to do mnie, gdy chciałam się poddac ostatnio. On chce i robi, tyle, że nie zawsze... ale robi. I to też trzeba docenic. A to, że nie pokochał, to i nie pokocha.. to nie jest reguła, i to nie tak, że wierzę, że tak będzie, bo wiem jak to jest, jeśli od razu tego nie ma, to i nie będzie, ale z drugiej strony... jeśli od razu jest, to jaka jest pewnosc, że będzie później? I to wcale nie jest pójście na łatwiznę, gdyby tak było, to zakończyłabym to bez walki, to nie dałabym drugiej szansy, to pozwoliłabym wygrac swojemu uporowi i zwątpieniu. Myślisz, że to było takie proste? Wybaczyc i spróbowac zaufac po raz kolejny? Zostac zranionym, a mimo to dac szansę? To dla Ciebie łatwizna, serio?

      Usuń
  11. Mam wrażenie, że często, po prostu jako ludzie, mamy pewne nadmierne wyobrażenia o tym jak będzie, jak zmienię tamto. Z wieloma rzeczami. Wyobrażamy sobie idealne randki, a tu nagle gołąb sra nam na głowę i psuje nam się humor, bo tyle układałyśmy włosy. Wyobrażamy sobie idealne podróże, a tu spocony grubas w pociągu nie daje nam przespać paru godzin po nieprzespanej nocy w przeciekającym motelu. I tak dalej i tak dalej. Nasze wyobrażenia o wielu sprawach rozbijają się niejednokrotnie o rzeczywistość- i tak bywa też z wyprowadzkami. Dlatego do tego trzeba mieć nieraz pewien dystans, do tego, o czym marzyliśmy, a co zastaliśmy. Może zamiast się smucić, przyjąć z ironicznym dystansem i żartować, jak z tego grubasa w pociągu i kupy gołębia na głowie. Chodzi mi po prostu o to, że też wiele rzeczy wymaga zawsze czasu. Dostosowanie się do nowego miejsca, przyjęcia ze spokojem rzeczy takimi, jakie są i też...zmiany naszego nastawienia. Bo w sumie, najwięcje przecież zależy od nas. Bo w jakąkolwiek podróż się nie udamy, czy jak bardzo życia nie zmienimy, nie zmieni się nic, póki nie zmieni się nic w środku. Sama przeprowadzka nic nie zmienia, póki nie przeprowadza się paru rzeczy w duszy. I nieraz chcemy się cofnąć, gdy wydaje nam się, że nasze marzenia rozbiły się o podłą rzeczywistość. A ona wcale nie jest podła, tylko trzeba się z nią zaprzyjaźnić, stawić jej czoła...zaczynając od uśmiechu w duszy. I tego z całego serca życzę. Wszystko się poukłada, jak dasz tylko temu szansę, ja w to wierzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że nigdy nie jest idealnie, że zawsze coś pójdzie nie tak albo bardzo minie się z naszymi oczekiwaniami. Największym błędem są właśnie te oczekiwania. Moje względem mieszkania w Krakowie nie były tak wielkie jak może się wydawać. Rozumiem, że każdy ma swoje życie, swoje sprawy, że czasem ciężko się zgrać, że zdarzają się różne problemy, w związku, finansowe, mieszkaniowe, zdrowotne, itp. Że miasto wydaje się być bardziej smutne niż przed przeprowadzką, że jest mniej miejsc, do których można pójść, niż wcześniej się wydawało. I wiem, że na wszystko potrzeba czasu. Że nie od razu jest tak, jakbyśmy chcieli, że trzeba do tego dążyć, że jeśli nie można czegoś zmienić, to trzeba to zaakceptować i po prostu przeczekać. Ja po prostu... te oczekiwania nabrały większego rozmiaru, kiedy wrócił listopad, wiesz... dlatego wróciłam do domu na dłużej, żeby zrobić porządek w duszy właśnie. Ale to nie jest takie łatwe, bo listopad był piekielnie podły. I... ja chyba nie jestem do końca gotowa na te porządki, dlatego jest jak jest. A rzeczywistość nie jest wcale taka podła, mimo wszystko, gorszy od niej jest brak uczuć chyba, albo nadmiar :)

      Usuń
    2. Rozumiem, po prostu to co miało nawet przesadnie oczekiwane wytchnienie dać, nowy początek okazało się pewnego rodzaju mentalną mogiłą nagle...bo rzeczywistość wcale nie taka kolorowa, a trudno osowić, jak poprzednie rzeczy wyciągają po nas swoje łapska.
      Więc mam nadzieję, że ten duchowy listopad jednak minie i będzie po prostu dobrze:)

      Usuń
    3. Coś w tym stylu właśnie :) dokładnie, gdyby nie te łapska właśnie, to byłoby o wiele lepiej, a tak... trzeba się z tym zmierzyć po raz kolejny. ale może to wyjdzie na dobre, właśnie... więc staram się również mieć tą nadzieję :)

      Usuń
    4. Zasadniczo, w ogóle to co złe z reguły na dobre przecież wychodzi:) Bo człowiek potem o te złe rzeczy mądrzejszy i silniejszy. I może też nieraz na tym warto się jakoś momentami skupić:)

      Usuń
    5. dokładnie :) te złe też są potrzebne, po prostu, tylko z reguły człowiek na nich się nie skupia, nie patrzy w ten sposób właśnie :)

      Usuń
    6. bo to nie jest łatwe, nie skupiać się na tym, że coś cię po prostu dźga stale, uporczywie, boli. Ale mimo wszystko warto próbować:) W końcu się uda:)

      Usuń
    7. no nie jest, ale rzadko co bywa łatwe, tak naprawdę :) i warto, pewnie, że warto :)

      Usuń
  12. kiedy się wyprowadziłam, tez tak miałam. Czułam się źle nawet jeśli mieszkanie samej było moim marzeniem. I nagle zaczęłam się czuć samotnie i trochę przytłoczona przez człowieka, którego kochałam. Czułam, że coś mi uciekło i że nie byłam na to w zupełności gotowa. Mam nadzieje, ze już u ciebie lepiej i pozdrawiam serdecznie [www.nielegalna-strefa.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też marzyłam o tym, by mieszkać sama, ale tak się nie stało i chyba to też trochę mnie przytłacza, ale w minimalnym stopniu :) Ale to uczucie minęło, tak? I teraz się poukładało? Jeszcze nie jest lepiej, ale może będzie, dzięki :)

      Usuń
  13. Samotność to paskudne uczucie... też czuję się samotna :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :* czasem ciężko sobie z nią poradzić...

      Usuń
    2. coś o tym wiem :) adres wysłałam :)

      Usuń
    3. a masz jakieś sposoby, żeby to jakoś łatwiej znieść? :* okej, dzięki :)

      Usuń
    4. nie, niestety nie... jedyne co robię to zajmuje się różnymi rzeczami, żeby za dużo nie myśleć, zamknęłam się w swoim świecie i tyle... i jakoś tak zobojętniałam chyba, nie jest dobrze szczerze mówiąc :(

      Usuń
    5. to tak jak u mnie, też zobojętniałam... i to do takiego stopnia, że szkoda słów. a chciałabym Cię jakoś wesprzeć :*

      Usuń
    6. u mnie jest tak, że ja nie wiem co myśleć, co czuć... zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej i czuje się taka pusta...

      Usuń
    7. to normalne, wiesz? poczucie samotności często ma takie skutki, ale tak sobie myślę, że... trzeba sobie na to pozwolić czasem, na taką samotność. że musimy się z tym zmierzyć i to przetrawić, żeby potem było nam lepiej...

      Usuń
    8. nie wiem czy przetrwam ... jest beznadziejnie :( ale oczywiście udaję, że jest OK...

      Usuń
    9. nie ma sensu udawać, wiesz? ja przestałam właśnie i czuję się o wiele lepiej. jest mi obojętnie, ale się nie dobijam aż tak. i dzięki temu wiem, że muszę coś zrobić, zmienić...

      Usuń
  14. Mam nadzieję, że pokochasz Kraków na nowo i zaczniesz tam tam dobrze czuć :) niedługo będzie wiosna i zapach listopada odejdzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy dzięki wiośnie zapach listopada zniknie, ale dobrze by było... :)

      Usuń
  15. Jak się rok temu przeprowadzałam do Krakowa to co ja sobie nie myślałam! Że co ja robić będę, gdzie ja chodzić będę... I że w końcu z domu sie wyprowadzam, bo ileż można!! Tyle, że teraz jak nadchodzi tydzień i jadę do krakowa, to aż mi się nie chce, ciągnie mnie do piątku, do weekendu, żeby jechać do domu, i znów pięć dni tu, dwa tam... A miało być fajnie!

    Ale może jeszcze będzie, nie warto zakładać - na pewno się Aniu wszystko poukłada :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja bym tego tak nie odczuwała, gdyby nie pachniało mi tym przeklętym listopadem, mogłabym znieść to wszystko, bo przecież to początki życia w Krakowie i że jeszcze nie musi być tak, jak chciałam, ale pachnie i to sprawia, że nie czuję się za dobrze.
      Poukłada się, na pewno... tylko nie wiem czy jeszcze w Krakowie, czy gdzieś zupełnie indziej :*

      Usuń
    2. Czuję, że listopad jeszcze często będzie do nas wracał, chyba musimy się nauczyć z tym ciężarem żyć.. a może nie powinnam mówić ciężar, bo może Kordian by nie chciał.. jakie to wszystko ciężkie.
      A może potrzebujesz więcej czasu, może, jak uda się znaleźć tutaj, w Krakowie, pracę, to będzie lepiej ;)

      Usuń
    3. wiesz, tu nawet nie chodzi o Kordiana, może nie tak do końca... ale tak wczoraj myślałam sobie "a co by na to poradził" i zatęskniłam za nim, ehh... w każdym razie, mocniej oddziałuje na mnie końcówka listopada.
      wtedy pewnie będzie lepiej, będzie praca, będzie zajęcie czasu, będzie niezależność finansowa, samotność pewnie będzie mniejsza... ale to nie tylko w tym tkwi rzecz :)

      Usuń
  16. Ładnie napisane :) A ja wpadłam w odwiedziny żeby zaprosić Cię na konkurs do siebie : http://www.conchitahome.pl/2015/01/konkurs-badz-zorganizowana-w-tym-roku.html

    OdpowiedzUsuń
  17. Jesli chodzi o moje (skromne!) zdanie to nie powinnaś tego zostawiać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, że nie powinnam, ale strach przed tym co może się wtedy stać jest ponad moje siły

      Usuń
    2. No, ale wiesz....lepiej stawić temu czoła niż....żeby było tak jak teraz...

      Usuń
    3. a może jak wrócę będzie inaczej? dobra, wiem... postaram się coś z tym zrobić :*

      Usuń
    4. Anja...jakoś ciężko mi w to uwierzyć...
      :* Wiesz, że mówię to dla Twojego dobra?

      Usuń
    5. ale w co ciężko uwierzyć? w to, że się postaram?
      wiem, Kochana :*

      Usuń
    6. Że coś się zmieni jak wrócisz...

      Usuń
    7. no ja też w to wątpię, szczerze mówiąc :)

      Usuń
    8. ;* Trzymaj się

      Usuń
  18. a czy z nim nie możesz wyjść na spacer? iem, że czasami on nie zastąpi przyjaciół, ale chyba lepiej chociaż z nim się przejść niż samemu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z nim nie mogę, bo praktycznie cały czas pracuje, gdy ma wolne to jakoś organizujemy sobie czas, ale przez większość dni jestem sama :)

      Usuń
    2. ach no tak.. więc jakbyś pracę znalazła to czas jakoś byś sobie zapełniła. gdybym mieszkała w Krakowie to chętnie bym się wybrała na spacer :D

      Usuń
    3. dokładnie :) dzięki :D szkoda, że nie mieszkasz :))

      Usuń
    4. no szkoda, ale jak chcesz to możesz wpaść na spacer nad morze jak będziesz miała nadmiar czasu :D

      Usuń
    5. a wiesz, że chętnie bym wpadła? bo nad morzem nigdy nie byłam :D gdybym tylko miała za co, to już bym była u Ciebie :D

      Usuń
  19. marzę o wyprowadzce do jakiegoś innego miasta... Czekam na realizację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a gdzie mieszkasz i gdzie chciałabyś się wyprowadzić? :)

      Usuń
  20. kiedyś myślałam że Kraków będzie moim miastem. Rynek, Reymonta 22.. Wyszło inaczej, ale chyba nie żałuję, bo mam więcej niż kochane miasto.
    Mam nadzieję że się odnajdziesz w tej sytuacji i w końcu będzie lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ukochane miasto to chyba nie wszystko jednak :) może dobrze, że wyszło tak jak wyszło? bo wiesz... miasto nie znaczy nic, choćbyśmy je uwielbiali, jeśli nie ma w nim osób, które kochamy, lubimy i z którymi chętnie spędzamy czas.
      też mam taką nadzieję... ale zobaczymy jak będzie :)

      Usuń
  21. Może to tylko chwilowa sytuacja? No wiesz, zima, szybko się ciemno robi na dworze, nikomu nie chce się z domu wychodzić. Może to się rozkręci z czasem? Daj sobie szansę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie chwilowa, ale to chyba nie ze względu na zimę, a na to, że sesja za pasem :) jak się rozkręci, to może mnie już tam nie być :)

      Usuń
    2. Bo kto to się podczas sesji przeprowadza :p Na wiosnę będzie lepiej - mówię Ci :)

      Usuń
    3. haha, no nie pomyślałam o tym ;p może będzie :) obym tylko tam wytrzymała do tego czasu :)

      Usuń
    4. Początki są zawsze trudne. Pamiętam sama, jak 3 lata temu, zaczynałam studia w mieście, które praktycznie znałam, znajomych mnóstwo mieszkało a na spacery też sama chodziłam. Pomijam już fakt, że swego Lubego poznałam praktycznie przed samą obroną :)

      Usuń
    5. ano wiem, że są trudne :) tylko u mnie trochę inaczej jest, wiesz... i mam przeczucie, że nie pobędę w Krakowie zbyt długo, że wiosny tam już nie przeżyję :)

      Usuń
    6. To ja modlę o wiosnę na jutro :)
      Jest w Krakowie śnieg?

      Usuń
    7. na jutro to nie ma co się modlić, bo mnie tam nie ma ;p więc też nie wiem, czy jest tam śnieg, ale wydaje mi się, że raczej nie ma :)

      Usuń
    8. A to mogę wysłać prośbę pocztą - jak dojdzie list to chyba akurat wrócisz :p
      a u Ciebie jest? bo u mnie coś tam białego leży w ogródku :)

      Usuń
    9. wtedy na pewno już będę :P
      nie, nie ma, ostatnio u mnie tylko deszcz, ale zapowiadają, że w końcu spadnie... więc zobaczymy :D

      Usuń
    10. to chyba tylko u mnie jest biało O.o

      Usuń
    11. już nie tylko ;p dziś u mnie spadł ;p

      Usuń
  22. A może to się jakoś ułoży?
    Swoją drogą, Kraków jest jednym z tych miast, do których chętnie bym wbiła choć na chwilę. Ale to tak daleko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może, nie wiem, okaże się :)
      Kraków jest cudowny, warto go odwiedzić :) a skąd jesteś? ;>

      Usuń
  23. Odpisuję tu, bo wyżej coś się popsuło :) Znajdziesz, znajdziesz - bez wątpienia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na razie to, że znaleźć nie mogę jest źródłem samych złych rzeczy, więc nawet nie mam już nadziei, że to się szybko zmieni :)

      Usuń
    2. O jakich złych rzeczach mówisz?

      Usuń
    3. o różnych spięciach, negatywnym nastawieniu, itp :)

      Usuń
    4. Oj kochana, więc musisz to zmienić :P Tak jak pisałam wcześniej, wiem, że Alicji na pewno, nie wiem czy Tobie też: ale jeszcze się w życiu napracujesz! :P

      Usuń
    5. wiem, że się jeszcze napracuję ;p ale mam dość tego napięcia przez brak tej pracy właśnie ;p i próbuję to zmienić nieustannie :)

      Usuń
    6. Może jak przestaniesz się tak tym przejmować to się praca sama znajdzie? :P

      Usuń
    7. przerabiałam to i nie pomogło ;p

      Usuń
  24. przeprowadziłaś się do Krakowa? świetnie! to piękne i nigdy niezasypiające miasto. będziesz może we ferie, które zaczynają się 14 lutego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, zaraz po nowym roku :) i faktycznie, to cudowne miasto. nie wybiegam tak daleko do przodu, ale raczej będę :)

      Usuń
  25. Może właśnie jak się bardziej usamodzielnisz, odczujesz pozytywną zmianę, hm? No i korzystaj z tego domowego spokoju ile potrzebujesz, to Ci da siłę na potem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na to właśnie liczę, ale denerwuje mnie po prostu to, że nic się nie zmienia :) korzystam, korzystam, już niewiele czasu mi zostało :)

      Usuń
  26. Nigdy nie zwiedzałam Krakowa.
    Przejeździłam i zobaczyłam większą część Polski, ale w Krakowie jedynie nocowałam... pamiętam, jak wieczorem znajomi wychodzili z hostelu, by obejrzeć oświetlone Sukiennice, ale ja zostałam stwierdzając, że wolę się wyspać, a wieczorną starówkę zobaczę kiedy indziej... na razie się na to nie zanosi.
    Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka szkoda, że wtedy nie pozwiedzałaś ze znajomymi, bo Kraków wieczorem... rynek, sukiennice, wawel, jest po prostu magiczny :) ale może kiedyś będziesz miała okazję, żeby to nadrobić :)

      Usuń
    2. Naprawdę? Nie wierzę :)
      Trzymam kciuki, warto się wybrać. My mieszkamy bardzo blisko morza, więc dla nas to żadna atrakcja, ale jeśli nie byłaś - zakochasz się od razu :))

      Usuń
    3. Poważnie :)
      Ja już jestem zakochana, mimo, że jeszcze tam nie byłam :p ale mam nadzieję, że w tym roku uda mi się tam wybrać :)

      Usuń